Monciak - Krupowki zaskakuje mnie swoja frekwencja, punktualnoscia, ochrona i standardem. Jest cieplo, czysto i generalnie przyjemnie. Za oknem kolejne stacje. W Ciechanowie zmeczenie wygrywa. Usypiam, zeby obudzic sie w Warszawie. Wschodni, Centralny, Zachodni, nie maja dla nas zbyt wielu pasazerow, sa puste, gotowe na niedzielny poranek, ktory my przywitamy w innej czesci kraju. Monciak - Krupowki wiezie nas w noc swoja trasa, ktora dostal od kogos chyba za kare.
Zmiany kierunku jazdy, manewry, proby hamulca, jazda zakopianka jest jedyna w swoim rodzaju. Stoimy juz na korytarzy bo przedzialu chyba kazdy z nas ma dosc.
Odcinek pomiedzy Pyzowka a Laskiem, miejsce, ktore dla milosnika kolei jest szczegolne, przepiekna serpentyna, zdaje sie prosic nas zebysmy tu wysiedli i zostali podziwiac wijace sie, niczym weze, pociagi. Znowu chlone to miejsce, znowu nie moge sie nacieszyc, to jest wlasnie taka chwila, ze pomimo zmeczenia, nie wyspania chce sie gdzies jechac, chce sie przebyc kawal drogi dla takiego widoku, dla takich miejsc. Tatry coraz blizej, a wiec jestetsmy juz prawie na miejscu, juz prawie nasz plan zostal zrealizowany, czyli ryba i oscypki. Nie mamy w Zakopanem wiele czasu bo o 11.17 odjezdza TLK Witkacy, ktorym zamierzamy pojechac do Warszawy, choc pojawia sie plan aby wrocic do stolicy Monciakiem, szybko jednak upada, zmeczenie znow wygralo.