Na cale szczescie nie bedziemy jechac tramwajem do samego Helu, my wysiadamy we Wladyslawowie, bo naszym celem na dzis jest ryba nad morzem. W Helu byc moze, nie mielibysmy na to czasu. Wladyslawowo, wita nas cisza. W lato, w miejscach, gdzie teraz spacerujemy, przewijaja sie tlumy, dzis tylko my. Port oszalamia swoim spokojem, plaza jeszcze bardziej, pogoda rozpieszcza, zyc, nie umieac. Problemem tylko okazuje sie znalezienie czynnego, baru, restauracji, knajpy, smazalni, czegokolwiek gdzie mozna zjesc rybe. Poszukiwania trwaja okolo 20 minut co jak na takie miasto jest po prostu wiecznoscia. Udaje sie znalesc, udaje sie zjesc, udaje sie wyjsc, generalnie udaje sie wszystko. Robi sie tylko troche zimno wraz z nadejsciem zmroku. Do pociagu mamy jeszcze godzine. Chlone to miasto, takie puste, takie ciche, chlone te ulice, te stragany ktorych nie ma, tych turystow. ktorzy tu byli i dopiero beda, chlone ten klimat, bo byc tam i widziec roznice trzeba potrafic docenic. Ale nie samym morzem czlowiek zyje, wiec czas wsiadac do naszego tramwaju udajacego pociag i wracac do Gdyni.